czwartek, 7 lipca 2011

Futurospekcje (cz.1)

Ejołosap. Nie było mnie tutaj prawie miesiąc. Koniec roku szkolnego, potem Open'er... Wiecie, w takim okresie życia ucznia człowiek popada w najtrudniejsze dylematy typu: "Wstać, czy jeszcze poleżeć?", "Iść tu czy tam?", "Zjeść to czy to?". Możecie wierzyć lub nie, ale one pochłaniają mnie całego... Prawie... Prawie, bo teraz dziabię na bloga. Zanim jeszcze przejdziemy do konkretów... Odgórny narzut, muszę Was poinformować o kempobusach. Nie będę się rozwodzić na ten temat. Jeśli jesteście zainteresowani, kliknijcie tutaj.

Tym razem zacznę od CLMF. Przyznam szczerze, tegoroczni headlinerzy są dla mnie najprzystępniejszymi z całej historii tego festiwalu. 

Wiecie, nie samymi rapsami człowiek żyje. Piję do Kooksów rzecz jasna. Ich ostatnia płyta jest genialna. Przez całą zimę gościła w moich słuchawkach. Wkleję Wam mój ulubiony kawałek, który znam chyba na pamięć.


Dobra, jadymy dalej. Tydzień temu ogłosili Q-Tipa. Dowiedziałem się o tym podczas wsiadania do festiwaloego autobusu w Gdyni. Akcja była gruba, bo zacząłem wrzeszczeć i przeklinać. Ogólny sens wypowiedzi był taki, że się jaram. Ludzie gapili się na mnie jak na debila, ja dziwnie patrzyłem się na znajomych, bo nie mogłem uwierzyć, że żadne z nich nie zna A Tribe Called Quest. A tak poza trajbowymi brzmieniami jaram się w opór Renesansem. Jedna z najlepszych płyt roku 2008 jak dla mnie.

Poprawia jakość życia, co nie?

A teraz... Pam pa ram pam pam pam bęc bum. Kanye West! Kontrowersyjny chłopaczyna w sumie. Wielu hip-hopowców go nie lubi za osobowość. Dla mnie ten ziom to Prince rapu. Jestem tak bardzo psychofanem Kanyego, że nie widzę w nim wad. Mówta co chceta, on dla mnie jest esencją ostatniej hip-hopowej dekady. Ma tyle hiciorów, że szok. Mógłbym tu wlepić na spokojnie dziesięć kawałków, do których zrealizowano teledyski i są genialne. Nie będę się więc rozdrabniać i zapodam przemega przekrój ostatniej płyty, który już w tej chwili jest częścią historii.

Jeszcze coś mi się przypomniało. Rzadko dzielę dyskografię danego artysty na przedziały. Nawet, jeśli robi on kontynuacje poprzednich projektów. Nie mam żadnego problemu z tym, aby patrzeć na trzy pierwsze solówki Kanyego jak na trylogię. Ba, utwory z Late Registration (moje ulubione dzieło spod mistrzowskiej ręki Pana West'a) nie tylko dotykają nieba jak w przypadku kawałka z Lupe Fiasco na feacie, ale i są ponad nim.

Tak w ramach edita już w zasadzie - Kid Cudi (mam świetną pamięć i potwierdzają to testy Wechslera, a testy nie kłamią). Bez rozpływania się. Krótko i na temat - najlepszy debiut 2009 oraz najlepsza płyta 2009 zaraz obok Blueprint 3. Świeża krew w rap gejm. Macie tu hiciora z Panem Westem i Commonem na feacie.
Do CLMF 2011 dochodzą jeszcze You Me At Six oraz Interpol. Nie będę jednak pisać Wam czegoś więcej o nich, bo to blog hip-hopowy i bo... już. Aha, pamiętajmy, że na Coke'u mają ogłosić jeszcze dwóch headlinerów. Jakby to była Janelle Monae i Lupe... Mmmm, jami jami.

Hip-Hop Kemp. Tutaj mam mały problem z przedstawieniem najciekawszych postaci, bo ogłoszonych jest więcej artystów i prawie wszystkimi się jaram. Dokonam więc małej selekcji i zapodam tych najzajebistszych. Ale to w następnym odcinku.

100-95.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz