poniedziałek, 12 września 2011

Sałnd

Po "Obsuwie" musiała być obsuwa. Dzisiaj laury zbierają najlepiej i najoryginalniej brzmiący.

Wyróżnienie zdobywa Hail Mary Mallon.
Powiem krótko. Jak widzę gdziekolwiek napis "Aesop Rock", odgórnie zakładam, że musi być to rozpierdol i nie mylę się. Choć jest to wyróżnienie, tylko trzy płyty z przeciągu ostatniego roku szkolnego były w stanie "gonna eat that", pamiętajcie.

Miejsce trzecie - Lupe Fijaskoł. Lasery wywołały wiele kontrowersji w światku znamienitych i znamienitszych rapoznawców. "Lupe się skurwił tym albumem. Perfidne zagranie pod publikę. " - tak można sparafrazować opinię ekspertów, którzy chcieliby chyba usłyszeć "Daydreamin 2". Beka. Te gadki szmatki, że Lupe stracił poglądy i komercja go wchłania? Błagam, w którym miejscu jego kariery on stracił poglądy? Czy ten kolo musi robić cokolwiek, żeby być komercyjnym? To go samo dopadło.   Szkoda, że nikt nie szczekał, gdy wyszedł "Superstar". Szkoda, że nikt nie szczekał, jak Pan Fijaskoł nagrał "Solar Midnite". Szkoda, że nikt nawet nie ogarnął przekazu we wkładce do płyty przy pisaniu tych niepochlebnych recenzji. 
Sfolołapuję dialog z "Forresta Gump'a". Jump, Lupe, jump!  

Może nie od razu bałwochwalczy z nazwy swojej "Album Of The Year", ale drugie miejsce Black Milk'owi się należy. Jakby jeszcze do tego doliczyć wkład w Random Axe? Uhuhuhuuu. W tym momencie jest to jak dla mnie najbardziej kreatywny i pracowity producent z USA.

Miejsce pierwsze zgarnia Ten Typ Mes (jednocześnie pojawiając się jako pierwszy po raz drugi w Ełerdach!). Nie ma co się wykłócać. To on zjadł doborem bitów pod swój wokal wszystkich. Można się czepiać ekstremistycznych poglądów Mesa. Można się czepiać jego przesadnego obnoszenia się ze swoją chorobą, która jednocześnie przeobraziła się w najważniejszy element promocyjny. Ale czepiać się brzmienia? Co do brzmienia, to wara.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz