Każdy hiphopowiec (nawet ten w opór trueskullowy, behehehehe) musi przeczesywać w opór inne gatunki muzyczne. Na czymś ten rap zbudowano w końcu. Jak ktoś chce to podważać, zachęcam do założenia konta na hip-hop.pl i do bydła wyjazd.
Miejsce trzecie otrzymuje Paolo Nutini. Szkot z korzeniami włoskimi, ale dla mnie osobiście Włoch pełną parą, co śpiewa po angielsku. Ciekawostka - na Glastonbury zajarał się nim sam Jay. Jak dojdzie do kolaboracji, może wyjść coś o gabarytach współpracy z Kravitz'em. Pół Europy gra go wszędzie, a u nas lipton ajs ti. No, ale na Open'era przyjechał. Tam też w zasadzie zobaczyłem go po raz pierwszy najlepszy koncert chyba dał). Z oddali wyglądał i brzmiał jak typ pod pięćdziesiątką. Potem złapałem zonka, że takimi chrypkami Bóg daruje. Sypnę kawałek, który tematycznie jest sztandarem sztampy hip-hopowej..
Nutini to wgl ma "raperskie ciągotki" w swoich tematach. O ulicach śpiewa, nawet jedną swoją płytę nazwał "These Streets".
Miejsce drugie - James Blake. Kawał dobrej elektroniki (na najwyższym poziomie w zasadzie). Jeśli tak brzmi jego debiut, boję się pomyśleć, co będzie dalej. A, też był na Heinekenie. Nie piszę o nim za dużo. Wstawię natomiast dwa klipy. Pierwszy - hicior.
I drugi. Wszyscy znajomi, co im go pokazywałem, mówią, że straszna odraza. Jak już, to zarażająca...
Miejsce pierwsze bezapelacyjnie zgarnia kobieta (również debiutantka). Z Belgii, żeby było ciekawiej. Rad jestem, że widzę ostatnio ją trochę na fejsie. Props dla typa, który wcisnął jej muzę do reklamy bodajże Kinder Bueno (nie za wiele TV oglądam, więc mogłem sypnąć gafę w tym momencie).
Selah Sue jest moim największym odkryciem pozahiphopowym w ubiegłym roku szkolnym. Ełerd dla niej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz