Dla tej kategorii przewidziałem trzy pozycje. Dlatego też zastosuję kosmopolityczny (kajne grencen bijacz!) ranking.
Miejsce trzecie należy do Chady. "WGW" nie przypadło mi w całości do gustu, lecz autorowi płyty zdecydowanie należy się nagroda w omawianej kategorii. Kawałki takie jak "L", "Rap najlepszej marki", "Rap zaufania" idealnie łączą w sobie wrażliwość człowieka z bagażem doświadczeń (gimnazjalną recencją zajechało, ale takie są fakty jak dla mnie), który umie wykorzystać tytułowy "Afekt Dostosowany" na bitach.
Mój faworyt.
Gdyby pominąć "Niesiemy Prawdę", gdzie cały track zjedli Hukos oraz Sitek + "***** skurwiela" -> Hades, jest to jedyny kawałek, w którym Chada nie przyćmił gościa na płycie.
Miejsce drugie również przypisuję Polakowi. Nieważne, czy uważasz, że to aktor, mistrz w doborze słów, zdesperowany alkoholik, uchatek kalifornijski lub wszystko w jednym niczym pasta Colgate. Na jedno wychodzi, bo nagrał mega płytę (nie pierwszą zresztą) i spokojnie nazwać można go artystą (w odróżnieniu do masy polskich raperów-samozwańców-niespełnionych Sapkowskich). Spójny, niesamowicie ekscentryczny, dojrzały, ociekający wręcz emocjami album zdecydowanie pozwala Mesowi stanąć zaraz za miejscem pierwszym.
Zważając na okoliczności i sprzyjające im wścibskie nosy mediów użyte w szlachetnym celu -> MEN na muszce (btw. polecam ostatni wpis Jana Hartmana do Nesweeka), nie mogę się oprzeć by zamieścić tę o to zapowiedź płyty.
Jakub Gierszał na narracji wyszedł śmietankowo.
Miejsce pierwsze niestety wylądowało za granicą. Nie, że uważam, iż nasz kraj to wacki w porównaniu do zachodu, bo nie jest tak, ale Atmosphere po prostu zeżarło tę kategorię. Zapewne dlatego, że to właśnie "The Family Sign" zainspirowało mnie, aby nazwać ją "Afektem Dostosowanym". Niezwykła płyta. Niezwykły klimat. Niezwykle dopracowana. Absolutny klasyk. Jeśli miałbym wybrać album muzyczny, o którym nasi potomkowie uczyliby się za pięćdziesiąt lat w szkołach (ach, trzymam się tej edukacji hardo dzisiaj!), byłby to właśnie ostatni krążek Atmosphere.
Załączę dwa najlepsze według mnie klipy (nie mam zastrzeżeń do wszystkich, jakie powstały, jeśli chodzi o tę płytę ; rzadko mi się takie jazdy zdarzają).
Nie wstydząc się łez niczym w "Nie wstydź się łez" spod majka Medium (taka przyczajona forma wyróżnienia), muszę przyznać, że ten kawałek zrobił mi szklane oczy. Gdybym miał przyrównać album jako koncept do czegokolwiek z otaczającej rzeczywistości, byłoby to skaczące natężenie prądu oddziałujące na słuchaczu.
I już na koniec - mój ulubiony klip z płyty. Nie, to nie jest "She's Enough (odpuszczam edukacji). Najpierw miałem okazję przesłuchać utwór w audio. Nigdy nie spodziewałbym się takiej formy wizualizacji muzycznej. Mega props za pomysł.
Byłem zaskoczony w opór. Ta idea z psem dała mi pstryczka po nosie. Otóż dopiero jakiś czas po obejrzeniu tego teledysku uświadomiłem sobie, że moje zaskoczenie polegało na niedowierzaniu w to, iż kawałek ten opisywać może coś o o wiele szerszym polu niż relacje międzyludzkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz