Powinna być (no i jest!) do tego jeszcze wyróżnienie o dźwięcznym tytule "Stilłejtin" stworzona specjalnie dla Doktorka. Inspiracja od Terma & Statika rzecz jasna.
Nie chcę jednak peszyć, bo mam małe obawy, że więcej takiego czajenia się już nie będzie w moim życiu na hip-hopowe dzieło. Dlatego też tylko trzy zdania na ten temat (no, cztery włącznie z tym).
Zastanawiałem się długo nad Ełerdem głównym i nie mogłem dojść z samym sobą do consensusu. Było kilka starych wyg na myśli, ale w końcu padło na ziomka z mojego przedziału wiekowego (skurczybyk tylko o dwa i pół roku starszy). Wiecie dlaczego? Bo nie ma na koncie ani jednego legala. Bo sprawdzam jego mikstejpy od najnowszego do najstarszego i każdy z nich czymś zaskakuje mnie. Bo dzięki podobnemu wiekowi (chyba) utożsamiamy się z podobnymi wersami (chociażby "Somebody told me sleep was a cousin to death"). Bo jesteśmy tak naprawdę z zupełnie innych planet i czuję tę więź. Więź, która jest czymś pomiędzy typem bycia "live free" i polskim, oklepanym oraz jakże błędnie zrozumianym hasłem "bądź kimś", czyli w rozszerzeniu bądź kimś, kim być nie lubisz (i tak Was utopi ten kapitalizm, bo się zachłysnęliście i nie umiecie po nim serfować, frajerzy).
Ja się poniekąd nawet ze skitami jego utożsamiam. Jedno jest pewne. Singiel promujący nadchodzący debiut to totalny rozpiździel. Miller robi progres w niesamowitym tempie.
Wieprz powinien brać od smarkacza przykład (w jaki sposób połączyć ilość z jakością, Panie Graniecki?). Mam aż schizy, że Miller dołączy do Klubu 27. Odpukać w stolik (po raz drugi już dzisiaj!). Gnojka na takim levelu nie było jeszcze chyba w historii rapu.
PS. Nawet nie waż się porównywać go z Wiz'em, błagam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz