piątek, 18 listopada 2011

Onar dorósł

To może zacznę tak: pomijając B.O.K. - "W Stronę Zmiany" oraz "Cztery i pół" Łony & Webbera, od rozpoczęcia roku szkolnego nie kupiłem żadnej płyty z działu "polskie rapowe nowości". Pomimo tak wysokiego poziomu wydawanych aktualnie produkcji, ostatnie dwa i pół miesiąca kojarzy mi się w tej sferze tylko z jednym słowem - "przesyt". Premiera za premierą… Porzygać się już mogę od tego, serio. 

Jak słucham w całości albumów, to Ala Green'a, Marvina Gaye'a, Jasia Legendy, Gnarlsa Barkley'a, Nosowskiej, Rasmusów (tych starszych), Jackson 5, Pretty Lights. Ale nowości z polskiego rapu? Bleeee. Przesłuchuję po jednym razie i wybieram pojedyncze sztosy. No, może prócz Te-Trisa, bo ten nadał krążkowi spoko koncept (dobra, jego też mam w oryginale, lecz nie kupiłem).

Skupię się jeszcze na tej całej otoczce promocyjnej (lecę z pamięci, bo bez sensu sprawdzać u Wujka Gugla teraz wszystko). Zaczęło się od fan pejdża na fejsie bodajże. Moja reakcja - spoko, plus. Potem Onar w Stepie - wooow! Następnie długo, długo nic, prócz mało wnoszącego do moich odczuć social marketingu i w końcu "Ja, Moje Życie i Mój Mic". W końcu? Hm, no chyba nie. Dla mnie to średniawe było (+ ten piękny inaczej t-shirt promujący płytę). Zniechęciłem się jeszcze bardziej. Spotęgowało to mój przesyt. Wracałem tylko przelotem do "Osobiście" i "Pod Prąd" (do "Jeden Na Milion" nie, bo to porażka prócz singli, tytułowego kawałka i ekssssssskluzywnego remiksu z Mesem). Odsłuch "Killu Ostatnich Kroków" zmieniło bieg sinusoidy do góry. Po obejrzeniu "Dorosłem Do Rapu" natomiast chciałem zadzwonić do Małpy i zberać go za to, że zawrócił bieg polskiej rap-gry.

W zasadzie to nie lubię recenzji. Dezaprobuję je. Biorąc pod uwagę ich ilość zabierającą znaczną część jakości i niewiadomy mi w okolicznościach, kiedy każdy ma możliwość sprawdzenia materiału bez wydawania pieniędzy cel (że niby więcej ludzi kupi na rapidshopie?), do dupy ta forma jest dzisiaj (czyli profesjonalnie rzecz ujmując nie przydatna z perspektywy praktycznej). Nawet sprzedać się za recenzję nie mam opcji, bo pro publico bono piszę. No to co mnie skusiło do wykorzystania tej z dupy formy? Impuls. Dostałem go jakieś dwie godziny temu. Zacząłem się jarać w bardzo ordynarny sposób przez telefon Dawidowi Szynolowi (Step Records crew member i mój dostawca płyty), a ten spytał mnie tylko, czy brałem coś. Mówię, że nie, że rap od niego brałem. A Dawid na to, żebym napisał recenzję. No to piszę (przynajmniej coś na jej wzór).

Przeniosę się teraz do studia Radio Sygnałów, gdzie wyjąłem swój egzemplarz z folii. Otwieram czteroczęściowy digipack (mmm, soft touch) i w moim mózgu widzę robiącego się taga o treści "WTF !?". Powiedziałem Dawidowi, że to chyba najlepsza poligrafia w historii Stepu. T-shirty z labelu "Ambrosia.INC" były w pytę, ale w tym wypadku Oskar Podolski wykonał wizualną miazgę. Pieszczotliwie nawet dodam do niej przydomek - "prosta".

No okej, klik, bęc, bum, tralala i wciskam "play". Najpierw nastawiłem ucho na treść. Ale gdzieś tak po piętnastu sekundach odsłuchu zmieniłem trajektorię nastawienia. Ujrzałem całokształt i widziałem go do końca płyty (z wyjątkiem jednego numeru). A propos całokształtu - ciężko jest mi ubrać to wrażenie w inne słowo. Odczuwam coś takiego, gdy wszystkie czynniki dzieła kulturalnego są idealnie wyważone.

Zacząłem więc rozkładać te elementy (choć to według mnie złe, ale taka jest chyba powinność po sprawdzeniu dobrej płytki i z bólem muszę zaakceptować ten fakt…). No to pyk. Aspekt pierwszy - brzmienie. Dlaczego ta płyta pod tym względem jest najlepszą w dorobku rapera? Po pierwsze, ponieważ pomimo kilku producentów oprawa muzyczna brzmi spójnie (choć Złote Twarze ewidentnie wyróżniają się na plus). Po drugie, bo Onar w przeważającej większości wybrał (w końcu!) nie tylko bity dobrze brzmiące, ale także integrujące się w całości z jego flow, wokalem i tym, co chce przekazać.

Aspekt nr 2 - treść. Za najmocniejszą stronę Onara w tej kwestii od zawsze uważałem stronę skłonną bardziej do refleksji niż ferowania tanich populizmów. Utwory takie jak "Osobiście", "Drugie Piętro", "Palę Mosty", "Niezwykły Sen" czy (!) "Nie Zapomnij O Mnie" są potwierdzeniem tej tezy. Onar ostro przysmyrał tutaj mój gust. Przede wszystkim dokonał on (chyba) skrupulatnej selekcji swoich odczuć i w końcu "Skurwysyńskie Pow Pow" (z małym, marginalnych gabarytów wyjątkiem) oraz "Dziwki, Koks i Tajski Boks" wywalił do śmieci. Tym razem sto procent jego wersów rzeczywiście oddaje esencję ; jest dojrzałe (zapewnienia Stepu nie lecą w ślinkę ze ślimakiem).

Aspekt nr 3 - ficzuringi. Nie jest tak kolorowo. "Hip-hop" wywaliłbym z płyty. Nie pasuje mi. To jest właśnie ten mały wyjątek. Utwór odbiega od poziomu reszty. Taki uliczny syf na siłę. Właśnie tutaj Onar ma to "Skurwysyńskie Pow Pow" (na szczęście tylko lekki przebłysk, uff). "Powrót Do Treści" jest ewidentnie na plus. Miuosh pięknie pocisnął. "Kiedy Opadnie Konfetti" to dla mnie natomiast dyndająca bombka na choince w Wielkanoc. Damskie przyśpiewki zostały użyte na płycie w dobrze wyważonej proporcji, więc spoks.

Aspekt nr 4 - sztosy. Z całym szacunkiem do konsekwencji w rozbiorze na czynniki pierwsze, ale tutaj w moim odczuciu zawsze jest zostawione szerokie pole interpretacyjne dla odbiorcy. Pozwolę sobie więc tylko wymienić chronologicznie ze względu na mnie i bez rzetelnego uzasadnienia: "Kilka Ostatnich Kroków", "Otwieram Okno", oraz "Ja Bym Oszalał". Ołrajt. Dodam, że chcę klipa do przynajmniej jednego z tych kawałków.

I co, mam teraz dać punkty w skali na dziesięć lub gwiazdki w skali na sześć, tak? Wobec tego stawiam kółko na kartce dołączonej do płyty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz